— Istotnie. Władamy 18 dużymi zakładami, które skupiają 80% mocy produkcyjnej polskiej poligrafii prasowej. Nie znaczy to, że dysponujemy dostatecznie rozbudowaną i nowoczesną bazą poligraficzną. Nie znaczy to również, że cały nasz koncern wydawniczy może spełniać wszystkie życzenia polskiego czytelnika. Są one tak duże, że w 10 najbliższych latach trzeba będzie uruchomić olbrzymie inwestycje. Chodzi o wzniesienie takich obiektów, które skupiałyby wszystkie funkcje — redakcyjne, drukarskie i spedycyjne — pod „wspólnym dachem". Dodajmy — pod dachem, który zapewniałby sprawną organizację, oszczędność pracy ludzi i czasu, a także odpowiedni dochód.
— Co zyska na tym czytelnik?
— Pełniejszy i szybszy serwis informacyjny z kraju i świata, obfitszy, bogatszy materiał fotograficzny. Będzie to możliwe tylko wówczas, jeśli zdobędziemy takie wyposażenie techniczne, które pozwoli wydawać nam dzienniki i tygodniki o poszerzonej objętości, tudzież większych nakładach.
— Czy należy przez to rozumieć, że za wiele „grzechów głównych" polskiej prasy winić trzeba naszą szczupłą i anachroniczną bazę poligraficzną?
— Ciążą na niej bezsprzecznie wielorakie zaniedbania. Nie mieliśmy właściwie nigdy poligrafii przemysłowej, a ta, którą uruchamialiśmy po wojnie, była równie stara co prymitywna. Włożyliśmy w nią więcej zapału niż pieniędzy. Nie było ich zresztą w kraju za wiele i... w kolejce po fundusze inwestycyjne zajmowaliśmy długo nieprzyzwoicie dalekie miejsce.
— Ale ostatnio widoczny jest duży postęp.
— Tak. Stało się to za sprawą VI Zjazdu PZPR. Od tego czasu wzrosła poważnie ranga drukarstwa prasowego, dostrzega się pilną potrzebę jego gruntownej przebudowy. Nie możemy jednak instalować nowoczesnych maszyn w przestarzałych budynkach.
Sytuację komplikuje brak rezerw produkcyjnych. Odczuliśmy to dotkliwie po pożarze Domu Słowa Polskiego, gdzie drukuje się „Trybuna Ludu" i kilka innych pism. Ich druk trzeba było powierzyć (w wypadku „Trybuny" w ciągu jednej nocy) innym, w większości pozawarszawskim, drukarniom. Nie były na to przygotowane. Musieliśmy obniżać nakłady pism, uszczuplać ich objętość, zmieniać format. „Sztandar Młodych” pojawił się wówczas na rynku w miniaturowej postaci.
Nie wolno było zawieść czytelnika. Zadanie ogromne, bo w Polsce ukazuje się prawie 3300 dzienników i czasopism o jednorazowym nakładzie 40 mln egzemplarzy, a chłonność rynku stale wzrasta. Mówią o tym szybko znikające z kiosków „Ruchu” czasopisma.
— Co czyni więc nasz największy koncern wydawniczy, by rozwijać i unowocześniać polską bazę poligraficzną?
— Nie jesteśmy w tej dziedzinie monopolistą. Od kilku lat funkcjonują już nowe zakłady drukarskie Ministerstwa Kultury i Sztuki. Równocześnie i my poszerzamy i modernizujemy gruntownie własną poligrafię. Zbudowaliśmy ostatnio nowoczesny obiekt w Łodzi — pierwszy fragment jutrzejszego „kombinatu prasowego”. Podobny powstaje w Krakowie, następny stanie w Bydgoszczy, a pięć, sześć dalszych w innych regionach kraju.
W grudniu tego roku oddamy do użytku na warszawskim Wyczółku pierwszy oddział nowoczesnej drukarni (technika wklęsłodrukowa), która poważnie przyspieszy edycję naszych pism kolorowych — w objętościach i nakładach, zgodnych z życzeniami czytelników. Wstyd przyznać, ale cykl produkcyjny wielu tygodników trwa jeszcze u nas od 1 do 3 tygodni. Wyczółek to nie jedyna pozycja na liście planowania inwestycji w RSW.
— A co dzieje się w starych drukarniach?
— Wszędzie, gdzie tylko to możliwe, wprowadzamy najnowsze typy maszyn. Działa już na przykład nowoczesne urządzenie elektronowe, dzięki któremu „Trybuny Ludu” nie wozi się już pociągiem do Wrocławia. Przy pomocy teletransmisji — wrocławska drukarnia odbiera z Warszawy gotową kolumnę gazety w niespełna 8 minut. Efekt? W Warszawie i na Śląsku czytelnik otrzymuje najświeższe wiadomości z ostatniej chwili o tej samej godzinie porannej. Podobne punkty teleodbioru „Trybuny” powstaną niebawem w Krakowie (dla Polski południowej) i Bydgoszczy (dla regionów północnych).
Tak więc wchodzimy coraz szybciej w poligraficzną nowoczesność. W Łodzi i Wrocławiu zastąpiliśmy już tradycyjne, ziejące oparami roztopionego ołowiu linotypy agregatami, które nieporównywalnie szybciej same składają teksty pod dyktando perforowanej taśmy.
Podobną rewolucję wprowadzamy w dziedzinie fotoinformacji, zwłaszcza kolorowej. Redakcje wyposażamy w dobry sprzęt fotograficzny i kolorowe filmy. Uruchomiliśmy centralne laboratorium dla właściwej obróbki chemicznej błon. Wprowadzone już zostały do trzech zakładów (w dwu dalszych niebawem) elektroniczne urządzenia do selekcji barwnej i retuszu. Postęp to ogromny. Gdy przed dziesięciu laty drukarnie nasze wykonywały w ciągu miesiąca 200 barwnych reprodukcji, to dziś są w stanie uporać się z 8 tysiącami.
— Ta wielość budzi nasze uznanie, ale ani nas, ani naszych czytelników — nie zadowala w dalszym ciągu jakość fotografii.
— Zarzut słuszny, ale na tę jakość składa się więcej czynników, między innymi gatunek papieru i farb. Mogę mimo to zapewnić naszych odbiorców, że w ciągu najbliższych lat zdołamy na tyle zmodernizować poligrafię, że uzyska ona standard europejski i zapewni nie tylko pełne pokrycie zapotrzebowania na prasę i jej aktualność, ale także znacznie wyższy poziom edytorski naszych pism. Jest to wzgląd tym ważniejszy, że przy pomocy naszych wydawnictw zamierzamy poważnie poszerzyć krąg wiedzy o naszym kraju za granicą. Istnieją tu niemałe szanse, bo zainteresowanie Polską w świecie jest coraz większe.
— RSW „Prasa-Książka-Ruch” wydaje także książki, afisze, foldery, pocztówki...
— Istotnie. Połączenie RSW „Prasa” ze Spółdzielnią „Książka i Wiedza” oraz Zjednoczeniem „Ruch” wpłynęło na znaczne rozszerzenie asortymentu wydawnictw i usług poligraficznych. Tym pilniej więc musimy tej ogromnej już dziś i wciąż rozrastającej się produkcji zapewnić odpowiednio wielką i nowoczesną technicznie bazę poligraficzną. Jesteśmy na najlepszej drodze.
Rozmawiał: ZBIGNIEW TUREK